Słońce, które z czasem przestało świecić. Promyk, który zanikał. Cień nadziei, że wszystko będzie okej – zupełnie zgasł.
Pieprz był cudownym kociakiem , który już prawie dwukrotnie był ratowany od śmierci. Dlaczego? Bo urodził się? Bo jego matka go zostawiła? Bo trafił do schroniska? Domyślać będziemy się zawsze. Ale jedno wiemy w 100% – ten kot miał swoje ukochane osoby, które karmiły go mlekiem z butelki (bo trafił jako dziecię), a później patrzyły z radością jak zaczyna jeść stały pokarm. Osoby, które go kochały ponad wszystko, które po prostu walczyły o to żeby żył. Które prosiły, żeby się nie poddawał – i ON dawał radę. I ON żył. i ON chciał żyć. Niestety nie mamy wpływu na różne choroby – a FIP wysiękowy daje bardzo duży procent śmiertelności. I przez ostatnie trzy dni Pieprz gorączkował, mial zmienny apetyt, czasem samopoczucie było super, czasem było złe. Jednak podjęliśmy decyzję, żeby mógł odejść w spokoju, podreptać za tęczowy most – do innych naszych Gajowych zwierzaków, które odeszły, ale w naszych sercach zostaną zawsze.
To dziecko ostatnim spojrzeniem przekazało mi “robicie dobrą robotę, byłem tu z Wami, dziękuję”. I wiecie co? To my powinniśmy być wdzięczni zwierzakom, że mogą z nami byc. My nie jesteśmy dla nich – one są dla nas.
Pieprz 08.11.2024 [*]